• Le Petit Marseillais • duet: żel pod prysznic & dezodorant

• Le Petit Marseillais • duet: żel pod prysznic & dezodorant

Dzisiaj przychodzę do Was z opinią o paczce ambasadorskiej, a zarazem recenzjami żelu pod prysznic oraz dezodorant. Produkty Le Petit Marseillais mają doskonały marketing - czy jest jeszcze ktoś kto ich nie używał lub chociaż o nich nie słyszał? Nie wydaje mi się. Ostatnia paczka ambasadorska w zeszłym roku zawierała pakiet dla mnie i przyjaciółki. Każda z nas otrzymała duet w postaci żelu pod prysznic oraz dezodorantu w liniach kwiat pomarańczy oraz biała brzoskwinia i nektarynka. Czy jesteście ciekawi co o nich sądzimy?


Poniżej opinia mojej przyjaciółki - używała duetu z linii biała brzoskwinia i nektarynka. Od siebie mogę dodać, że zapach faktycznie jest bardzo miły - żel z tej linii zapachowej był moim pierwszym produktem tej marki jaki używałam i bardzo miło go wspominam.

Jeśli chodzi o żel to ma piękny zapach, takiej świeżo przekrojonej nektarynki, pachnie jak lato po prostu. Ma przyjemną konsystencję, chociaż nie jest kremowa a takie żele bardziej lubię. Nie nawilżał jakoś bardzo, u mnie wręcz lekko przesuszał skórę. Na szybkie orzeźwienie latem będzie idealny, a zimą od czasu do czasu miło przypomni o wakacjach. Jeśli chodzi o dezodorant to niestety nie polubiliśmy się. Pachnie ładnie, ale niestety alkohol w składzie podrażniał za bardzo żebym mogła go używać. 

Moja opinia na temat duetu z linii kwiat pomarańczy wydaje mi się bardziej sroga. Zapach niestety nie jest w moim odczuciu tak przyjemny jak pozostałe, owocowe zapachy Le Petit. Zapach jest wyrazisty, kwiatowy, jednak ani dla mnie ani mojego chłopaka nie był przyjemny. Na plus zasługuje również fakt, że ten żel jest kremowy. Żel dobrze myje ciało, nie powoduje podrażnień, w naszym wypadku nie spowodował dodatkowego przesuszenia skóry, jednak dodatkowe nawilżenie po kąpieli było wskazane.
Dezodorant w linii zapachowej pasującej do żelu to bardzo fajny pomysł na utrzymanie ulubionego zapachu przy sobie na dłużej. Przetestowałam go, choć jak wspomniałam nie przypadł do gustu. Dezodorant nie bieli ubrań, daje mocny zapach, który długo się utrzymuje, więc można by rzec, że niweluje przykre zapachy, jednak nie chroni on przed poceniem. Alkohol w składzie faktycznie może podrażniać - zwłaszcza po goleniu/depilacji, więc staram się go wtedy unikać, natomiast na duży plus zasługuje brak soli aluminium. 


Znacie te kosmetyki? Decydujecie się na antyperspiranty czy dezodoranty?

• Lovenue • gąbki do makijażu Loveblender

• Lovenue • gąbki do makijażu Loveblender

Zawsze szukałam dla siebie idealnego akcesorium do aplikacji podkładu na twarz. Imałam się różnych rozwiązań - początki jak wiadomo to były palce, jednak resztki podkładu w liniach papilarnych i czyszczenie tego szczoteczką skutecznie sprawiały, że poranny makijaż nie był przyjemnością. Robiłam podejście również do pędzli - jednak nie cierpię ich czyścić z podkładu, więc.. Postawiłam na blendery. Od razu zaznaczę, że oryginalnego Beautyblendera nie miałam - póki co testowałam Nicka K New York oraz Makeup Revolution. Każdy z nich różnił się kształtem, jednak najbardziej uroczy blender ever to najświeższy w mojej kolekcji Loveblender Lovenue - blender w kształcie serca.


Pierwsze moje spostrzeżenie to opakowanie - loveblendery dostajemy w plastikowym pudełeczku, do którego włożona jest etykieta oraz zafoliowany blender. Opakowanie to dla mnie znakomity pomysł jeśli chodzi o przechowywanie czy transport naszego jajeczka serduszka. Wykonane jest z twardszego plastiku, więc nie zmienia kształtu ani nie gniecie się jak choćby to od oryginalnego jajeczka. Duży plus dla konstruktora! Loveblender powstał w dwóch wersjach - klasycznej (55 zł) oraz mini (29 zł). Wersja mini świetnie sprawdzi się do trudno dostępnych miejsc (skrzydełka nosa, kąciki ust), ale również praktycznie niezauważalnie uzupełni kosmetyczkę wyjazdową. Należy jednak pamiętać, że w zależności od rodzaju kosmetyku loveblendera używamy mokrego (fluid,  bronzer, rozświetlacz w płynie) lub wilgotnego (kremy, pudry), ale nigdy całkowicie suchego.


Opis ze strony producenta:LOVEblender jest bezpieczny dla skóry i przyjazny dla środowiska. Wykorzystana technologia "natural oil layer protection" zapewnia odpowiedni poziom nawilżenia skóry i chroni ją przed utratą warstwy lipidowej. LOVEblender jest wzbogacony witaminą E*, która zyskała miano "witaminy młodości".
Jej idealna gęstość i miękkość wynika z zastosowania najwyższej jakości "hydrofilowego poliuretanu"** - materiału wykorzystywanego w medycynie. Aplikacja kosmetyków przy użyciu LOVEblendera zapewnia zdrowy i pełny witalności wygląd skóry.  
* witamina E - jest silnym przeciwutleniaczem, który chroni organizm przed stresem oksydacyjnym i uszkodzeniem komórek wywołanym przez wolne rodniki. 
** hydrofilowy poliuretan - charakteryzujący się 15-krotną absorbcją płynów w stosunku do jego masy, wysoką trwałością i wytrzymałością. Ze względu na wyjątkowe właściwości - kluczowy składnik wielu produktów medycznych. 


'Suche' fakty już Wam przedstawiłam, ale jak blender rzeczywiście sprawuje się w codziennym użytkowaniu? Przede wszystkim perfekcyjnie można nim nałożyć podkład - do tego głównie mi służy i sprawdza się w tym naprawdę rewelacyjnie. Podkład idealnie stapia się ze skórą, jest rozprowadzony równomiernie, a końcowy efekt to satynowa, idealnie wygładzona buzia. Wszystko idzie sprawnie, a kształt serca daje spore pole manewru. Profilowane zakończenia pozwalają dotrzeć w trudno dostępne miejsca takie jak okolice nosa, natomiast całokształt idealnie sprawdza się na 'dużych' powierzchniach jak czoło czy policzki. Wersję mini używałam jedynie okolicznościowo, tak w zupełności wystarcza mi jeden z nich. Blendery bardzo szybko się czyści - wystarczy odrobina wody, czasem kropla żelu do mycia twarzy. Używam go zamiennie z blenderem MUR od stycznia i przyznam, że nie widać na nim efektów używania - po wypraniu i wyschnięciu wygląda jak nowy. Polecam go zatem wszystkim fanom gąbeczek do makijażu, a także wszystkim, którzy jeszcze nie mieli doświadczenia z blenderami - nie zawiedziecie się!


Edit 13/12/2018: Niestety pojawiło się pęknięcie, a wraz z pierwszym cała masa małych. Loveblendera używałam od stycznia, ale zamiennie z innym beauty blenderem oraz poza okresem lata (czerwiec-sierpień).


• Dermacol • płyn micelarny do cery wrażliwej z serii Sensitive

• Dermacol • płyn micelarny do cery wrażliwej z serii Sensitive

Podczas Blogokarnawału w Ostrowcu Świętokrzyskim mieliśmy okazję wysłuchać prezentację marki Dermacol. Choć gdzieś już kiedyś słyszałam o niej, to było to moje pierwsze spotkanie z kosmetykami tej marki. Nic więc dziwnego, że taka ciekawska osoba jak ja od razu zaczęła testowanie nowych produktów w kosmetyczce. Trzy kosmetyki już wypróbowałam, ale na początek napiszę Wam o jednym z nich. Zbliża się wieczór, czas demakijażu, a więc w ruch pójdzie płyn micelarny do skóry wrażliwej. Jak się spisuje na tle innych, popularnych w naszym kraju kosmetyków?


Dermacol to czeska marka z wieloletnią tradycją sięgającą lat 60-tych. Pionier w dziedzinie make-up'ów kryjących, który sprzedał licencję tego produktu do Hollywood. Znana historia jednak nie zmienia kwestii małej dostępności w Polsce - szukajcie tych w większości hipoalergicznych i nie testowanych na zwierzętach produktów w dobrych drogeriach internetowych. Przedstawiany dzisiaj płyn micelarny pochodzi z serii stworzonej dla cery wrażliwej. Celem Dermacolu przy pielęgnacji tego rodzaju skóry jest zapewnienie zaawansowanej pielęgnacji, odbudowa odporności, zachowanie idealnego balansu oraz nawilżenie skóry. Czy tak jest? Jak działa ten płyn?
Płyn micelarny Sensitive otrzymujemy w dużej buteleczce 400 ml zamykanej na klik zupełnie jak popularny klasyczny różowy płyn Garniera. Tutaj wyjątek stanowi jednak brak polskich napisów na etykietach oraz delikatny, lecz wyrazisty słodki zapach w kosmetyku pozbawionym alkoholu i substancji zapachowych. W składzie znajdziemy natomiast sok z ogórka, łagodzący pantenol czy odpowiedzialne za nawilżenie fruktooligosacharyd, mannitol i ksylitol.
Sam kosmetyk jest delikatny dla cery - nie wywołuje podrażnień, nie szczypie w oczy, a przy tym dobrze radzi sobie z demakijażem i pozostawia cerę oczyszczoną. Zmycie nim makijażu zajmuje chwilę - nasączone waciki przykładam do oczu, a po chwili delikatnie przecieram oczy aby usunąć resztki makijażu. Radzi sobie bezbłędnie nie tylko z cerą, ale również kosmetykami do oczu (tusz, liner) czy trwałymi szminkami. Największym minusem jakiego się doszukałam to dość wysoka cena - w sklepach online kosztuje w granicach 30 zł.


Znacie kosmetyki marki Dermacol?
• Bourjois • Rough velvet The Lipstick

• Bourjois • Rough velvet The Lipstick

Moja miłość do Bourjois rozpoczęła się od różu do policzków - bardzo wydajny kosmetyk i wiele odcieni w gamie do wyboru. Kolejnym hitem stały się matowe pomadki w płynie, tak więc gdy tylko marka obwieściła swoją nowość, czyli klasyczną szminkę The lipstick wiedziałam, że kwestią czasu będzie znalezienie się w jej posiadaniu. Dzięki sponsorom blogokarnawału w Ostrowcu Świętokrzyskim otrzymałam do przetestowania aż 5 wspaniałych kolorów, a także 2 zestawy na konkurs dla Was - pod koniec wpisu powiem Wam co trzeba zrobić, aby je wygrać.



The Lipstick to projekt łączący formę klasycznej szminki z trwałością pomadek w płynie. Towarzyszy temu oczywiście cała kolekcja kolorów i matowe wykończenie nie wysuszające ust. Szminka mogłoby się wydawać idealna, ale czy tak jest? Jak to zostało osiągnięte?

Pierwsza matowa pomadka, która łączy wielogodzinną trwałość z uczuciem komfortu i niewiarygodna lekkością na ustach: Rouge Velvet the Lipstick pozostaje na ustach bez konieczności poprawek, nie wysuszając ich przez 24 godziny! Sekretem tej ekskluzywnej formuły jest nawilżający kompleks składający się z matowych lekkich olejków i wysokoskoncentrowanych czystych pigmentów, które pozwalają uzyskać aksamitne wykończenie, które nie tylko pięknie wygląda na ustach ale też pozostawia uczucie komfortu po nałożeniu. Nowa pomadka Rouge Velvet the Lipstick dostępna jest w 12 odcieniach: od kolorów nude , przez intensywne czerwienie, delikatne róże, aż po zmysłowe ciemne kolory.

Uwielbiam soczyste i wyraziste róże, więc przyznam, że widząc kolory jakie otrzymałam nieco się bałam, że użyję je raz czy dwa i wylądują na dnie toaletki. Jakże bardzo się myliłam! Wszystkie kolory przypadły mi do gustu - bez wątpienia każdy z nich na swój sposób pasuje do mojej cery - polubiłam się zarówno z klasycznymi odcieniami, jak również z wpadającym w pomarańcz Abrico'dabra czy zawsze omijanym ciemnym Brunette. Szminki na nowo na co dzień zagościły na moich ustach ze względu na łatwość i szybkość aplikacji. Dość wąski sztyft pozwala idealnie pokryć usta nie wyjeżdżając poza kontur. W czasie malowania szminki są kremowe i po ustach suną gładko niczym masełko, następnie zaś szybko zastygają w mat. Bardzo podoba mi się ich wydanie - nie tworzą tak zwanej skorupy na ustach, dzięki czemu w ciągu dnia nie czuć ich na ustach. Długo utrzymują się nienaruszone, nie wchodzą w załamania ust, równomiernie się ścierają. Spożywanie posiłku, picie napoi czy oblizywanie ust do pewnego czasu jest im niestraszne - po kilku godzinach wymagają jedynie poprawek, nie malowania od nowa. Na dodatkowy plus zasługuje eleganckie opakowanie, które jest na tyle bezpieczne, że nie otworzy nam się samo w toaletce i ładny zapach.

Nazwy  kolorów od lewej: 06 Abrico'dabra, 07 Joli carmin'ois, 01 Hey nude!,  08 Rubi's cute, 12 Brunette


Zapraszam Was na obiecany konkurs na moim instagramie!

Zabawa jest prosta - musicie obserwować w serwisie Instagram mój profil @malenkabloguje oraz @bourjoispolska, a także skomentować zdjęcie konkursowe i zaprosić do zabawy 3 osoby - niech wiedzą, że jest szansa na wspaniałą nagrodę! Komentarz powinien zawierać odpowiedź na pytanie 'Jakie usta są w Twoim stylu?'. Zabawa trawa przez tydzień, po tym czasie wybiorę 2 najbardziej kreatywne odpowiedzi. Zwycięzców ogłoszę  w intastories i po otrzymaniu adresów wyślę im po 4 losowo wybrane pomadki. Tutaj zamieszczam również pełen regulamin.

• Exclusive cosmetics SPA • Maska kolagenowa w płatku fizelinowym

• Exclusive cosmetics SPA • Maska kolagenowa w płatku fizelinowym

Mroźne i wietrzne dni w połączeniu z ogrzewaniem w pomieszczeniach wpływa na stan cery - szybko staje się przesuszona, co szybko zaczyna być widoczne, a makijaż podkreśla suche skórki. Mocno nawilżający krem to podstawa, ale dla wzmocnienia efektu dobrym pomysłem są maski i maseczki, które dodatkowo odżywią cerę. W poprzedni weekend po wieczornej kąpieli postanowiłam dodatkowo się odprężyć podczas oglądania filmu i nałożyłam na twarz maskę kolagenową w płatku fizelinowym marki Exclusive cosmetics SPA. Kupiłam ją na promocji w Rossmannie, skuszona obietnicą producenta o nawilżeniu, odżywieniu i ujędrnieniu twarzy, więc wszystko to, czego w zimę potrzebuje moja cera. Jak obietnice mają się do działania maski?


Maski w płachcie cieszą się dużą popularnością czemu się w sumie nie dziwię. Zero zmywania, brudzenia się i umywalki, po prostu nakładamy płachtę na twarz i gotowe. Niektóre maski są zdobione (np twarze zwierząt) lub mają takie jakby zakładki za uszy, aby można było kontynuować obowiązki domowe, choć i tak dobrze przylegają do twarzy. Proste i wygodne rozwiązanie!
Maska kolagenowa, o której dzisiaj piszę jest całkowicie biała i hojnie nasączona - nawet w saszetce zostaje trochę płynu po jej wyjęciu. Dobrze przylega do twarzy, choć jak wspomniałam osobiście leżałam i oglądałam film po jej zaaplikowaniu. Zdziwiło mnie w niej to, że przy otworach na oczy były ruchome elementy, które można było położyć na powieki - nigdy wcześniej się z takim rozwiązaniem nie spotkałam, jednak nie skorzystałam. Maska po nałożeniu daje uczucie chłodu - lubię takie efekty, jednak bardziej ucieszyłabym się z niego latem. Skład maski brzmi dobrze, bo choć w opisie produktu producent chwali się ekstraktem z ginko biloba i alg morskich, to w INCI znajdziemy również alantoinę, glicerynę, ekstrakt z portulaki pospolitej oraz korzenia morwy białej oraz tytułowy kolagen. Producent zaleca trzymanie maski 30 minut na twarzy, jednak w przypadku takich kosmetyków decyduję się robić to do pełnego wyschnięcia płatka fizelinowego. Po zdjęciu maski okazało się, że twarz jest nawilżona, choć bez szału. Twarz w moim odczuciu nieco się błyszczy, ale największym minusem dla mnie jest fakt, że po tej masce twarz delikatnie się lepiła, co dla mnie jest nie do zniesienia i skończyło się na umyciu jej delikatnym żelem.


3 uniwersalne pomysły na prezent walentynkowy dla niej i dla niego ❤

3 uniwersalne pomysły na prezent walentynkowy dla niej i dla niego ❤

Za kilka dni nadejdzie wyczekiwane przez wszystkich zakochanych święto - Walentynki. Wiem, że wśród Was z pewnością znajdą się osoby, które uważają, że miłość powinno się okazywać codziennie, a nie jedynie od święta, jednak mimo wszystko chciałabym Was przekonać do mojej racji, że Walentynki to świetna okazja do małego podarunku. Okazywanie miłości to nie tylko trzymanie się za ręce czy puchaty miś z sercem w formie prezentu, okazywanie miłości to również codziennie wypowiadane słowa. Jedź ostrożnie, ubierz się ciepło, zostawiłam Ci obiad w lodówce - proste wyrażenia, które sprawiają, że czujemy troskę ze strony osoby, która je wypowiada. Lubimy, gdy ta osoba się uśmiecha, lubimy ją zaskakiwać - czemu nie zrobić tego 14 lutego? Przygotowałam  zatem dla Was 3 uniwersalne pomysły na prezenty z okazji święta zakochanych dla niej i dla niego - koniecznie dajcie znać co o nich sądzicie.

❤ Zauroczenie

Początek związku to okres kiedy za razem najłatwiej i najtrudniej kupić drugiej osobie prezent. Z jednej strony nie ma obawy powielenia prezentu - pomijając takie bez okazji czy urodzinowe to jeden z pierwszych prezentów. Z drugiej strony pozostaje niewielka wiedza na temat partnera/ki. Z perspektywy czasu poszłabym w kierunku atutów. Zastanów się co jest atutem Twojego parnera/ki. Może Twoja dziewczyna posiada piękne włosy i ma na ich punkcie fioła? Podaruj jej anielską szczotkę Tangle Angel, która ozdobi jej toaletkę lub produkt do stylizacji włosów - może być to kosmetyk lub akcesoria takie jak prostownica. W przypadku faceta wydaje Ci się to trudniejsze? Z pewnością on również czymś się chlubi - może jest to zadbany zarost lub bujna czupryna? Mój z pewnością ucieszyłby się z produktu do pielęgnacji brody.

❤ Zakochanie

Piękny czas - zaczynacie się poznawać, wiedzieć o sobie coraz więcej. Tutaj mimo tego, że stojąc przed lustrem dziewczyna otwarcie zaczyna marudzić, że ma cellulit i rozstępy nie polecam zakupu kosmetyku antycellulitowych. Skończy się to raczej krzywym spojrzeniem, o ile nie gorzej. Czytajmy między wierszami. W poszukiwaniu pomysłu na prezent wybierzmy coś o czym nasza połówka marzy, lecz nie kupi sobie tego ze względu na cenę lub inne wydatki. Kosmetyk premium taki jak np paletka cieni The Balm lub nowa golarka to z pewnością będą trafione prezenty, które spełnią zarówno pragnienia jak i potrzeby Waszych drugich połówek.


❤ Głęboka miłość

Kilkumiesięczny lub dłuższy związek to świetna okazja do pokazania sobie jak dobrze się znacie. Zawsze za taki zaawansowany prezent uważałam perfumy - nie jest to łatwy zakup, a dodatkowo dość kosztowny w przypadku markowych perfum. Zapach na ciele rozkwita jak piękny kwiat, a złożone zapachy nie każdemu przypadną do gustu. Kiedyś od chłopaka otrzymałam wodę toaletową Euphoria Blossom - zapach totalnie mnie oczarował, a fakt, że wybrał go samodzielnie dodatkowo mnie rozczulił. Zdecydowanie muszę przyznać, że musiał mnie dobrze poznać, ponieważ jestem dość wybredna i nie zadowoliłby mnie pierwszy lepszy flakonik. Jak się później okazało oboje lubimy zapachy Calvina Kleina - może i w Waszym przypadku sprawdzi się porada zapachu dla dwojga? Niektóre marki oferują zgrane duety, czyli zapach dla niej i dla niego w tej samej linii.

Walentynki tuż tuż, więc w razie zamawiania prezentu pamiętaj aby wybrać właściwy sklep - nie zawsze musi być sprawdzony przez Ciebie, ale budzący zaufanie, z dobrymi opiniami. Takim właśnie punktem sprzedaży jest Amfora.pl, która gwarantuje dostawę na czas, tak aby prezent dotarł na czas. Znajdziecie tam wszystkie produkty, o których wspominałam, ale również ponad 15 tysięcy innych artykułów, a więc oferuje szeroki wybór asortymentu, z którego na pewno wybierzecie idealny prezent dla ukochanego/ej. Koniecznie dajcie znać jaki podarek Was ucieszyłby najbardziej, a także podzielcie się informacją o zeszłorocznych prezentach jakie otrzymaliście.
Podsumowanie stycznia ☘

Podsumowanie stycznia ☘

Pomyślałam, że wraz z nowym rokiem mogę przeprowadzić eksperyment polegający na wprowadzeniu nowej serii postów. Kiedyś było wielu czytelników zainteresowanych przeglądami kulturalnymi, jednak tym razem to nie będzie tylko to. Dość popularne stały się podsumowania miesiąca, w których autorki opowiadają jak minął im miesiąc pod względem prywatnym oraz dzielą się swoimi miesięcznymi ulubieńcami. Myślę, że to świetna okazja do tego by poznać się lepiej, ale również podzielić się z Wami codziennymi rzeczami takimi jak co warto zobaczyć w kinach czy co można spróbować zjeść lub zrobić.


Wydarzenia

Początek stycznia minął mi niepostrzeżenie - nawet nie wiem kiedy w kalendarzu pojawił się 13 stycznia, a wraz z nim Blogokarnawał w Ostrowcu Świętokrzyskim, na który udałam się razem z ukochanym, ponieważ nie chciał mnie puścić samej w taką trasę w dniu naszej 11 rocznicy. Początkowo mieliśmy nocować w okolicy, jednakże wróciliśmy jeszcze tego samego dnia, aby następnego bawić się na placu Defilad w Warszawie z okazji 26 finału WOŚP. Kilka koncertów lubianych zespołów, kilka nowych poznanych. Po koncercie zdecydowanie bliżej zapoznałam się z twórczością Nocnego Kochanka, do którego wcześniej nie było siły, abym się przekonała.

Kultura

W minionym miesiącu wyszłam do kina na dobrą, polską komedię, którą z całego serca Wam polecam. Gotowi na wszystko. Exterminator to film opowiadający o losach muzyków, którzy reaktywują swój dawny zespół w świetle realiów małego miasteczka. Produkcja jest napakowana znanymi przebojami, bardzo dobrym wokalem Pawła Domagały i jak na polski film jest bardzo przyjemna w odbiorze. Wśród pierwszy raz obejrzanych przeze mnie filmów znalazł się również katastroficzny San Andreas - bardzo fajna alternatywa dla innych znanych filmów w tym gatunku czy  niezbyt popularny Ojczym - trzymający w napięciu thriller o ojcu-psychopacie, czyli jak wymordować rodzinkę. W pamięci zapadł mi również nagradzany oscarami poruszający film pod tytułem Lektor - film o chwili, która zmienia późniejsze życie, o miłości młodzieńca i dojrzałej kobiety w czasach targanych wojną.


Lifestyle

Choć zima na dworze to bez strachu chętnie wychodziłam na spacery - zarówno po swoim mieście, ale również udałam się i na warszawską starówkę po raz kolejny podziwiać iluminacje. Aktywność przejawiała się również w niechęci siedzenia w miejscu, więc zrobiłam sobie kilka wyjść na shoppingowe cardio - jednym z celów zakupowych było nabycie prezentu na urodziny dla mojej przyjaciółki. Energia rozpierała mnie również podczas wyjścia na trampoliny do Stacji Grawitacji - gdy chłopak i jego siostra opadali już z sił ja nie dawałam za wygraną. Swoją drogą byliśmy świadkami uroczych zaręczyn w tym miejscu! Z pewnością zauważyliście również wzmożoną aktywność na blogu - wreszcie zaczęłam regularniej publikować posty! Wydaje mi się, że troszkę lepiej zaczęłam gospodarować czasem, jednak muszę przyznać, że leżąc pod kocykiem w ciepłych skarpetkach z pomponami (pokochałam je jak co zimę!) i paląc świece sprawiałam sobie niesamowity klimat ku temu, gdy za oknem mróz. 

Kuchnia

Weekendowym hitem śniadaniowym stały się panierowane serki camembert z sosem żurawinowym! Rozgrzewające sery pokochałam również w kanapkach Maestro w McDonald's oraz sezonowej ofercie w KFC, a w odpowiedzi na ich ofertę śniadaniową stworzyłam własną wariację. Parówka lub kawałki kurczaka i ser zawijam w tortilli i zapiekam w opiekaczu do kanapek - rozgrzewające, smaczne i proste. Chętnie również przyrządzaliśmy z chłopakiem klasyczne zapiekanki ze startymi pieczarkami i serem. Moim odkryciem również stała się tarta śliwkowa w Green Cafe Nero w zestawie z latte.


Cele na kolejne miesiące

Mam plan, aby zaplanować sobie najbliższy rok. Urlop już mam załatwiony - zarezerwowałam miejsce, teraz grzecznie czekam na zapisy na See bloggers. Urlop mam w tym czasie, będę wtedy w okolicy - wszystko się składa idealnie.. obym się jeszcze zakwalifikowała. A jak już jesteśmy przy wydarzeniach - jak an szpilkach siedzę i czekam na ogłoszenie listy uczestników Meet Beauty - sądzicie, że mam szansę? Mam również plan stworzyć wishlistę - wiem, że na pewno wyląduje na niej wyczekiwany od dawna fotel do toaletki, ale muszę również nabyć jakieś buty na sezon wiosenny. Aaa i koniecznie, czym prędzej muszę sobie kupić kalendarz - gdy go posiadam, to wydaje mi się, że jestem lepiej zorganizowana.
• Kringle Candle • Winter wonderland

• Kringle Candle • Winter wonderland

W ostatnich dniach za moim oknem panowała istna wiosna - słoneczne dni, zieleniąca się trawa i wypuszczający pączki krzew róży w moim ogrodzie zupełnie nie zwiastowały powrotu zimy. Szczerze mówiąc już sądziłam, że jak zwykle przespałam okres, kiedy spokojnie mogłabym wrzucić opinię o daylighcie Kringle Candle Winter wonderland - przecież to zimowy zapach, który kupiłam jeszcze w grudniu. Tak sądziłam do minionej soboty. Wychodząc z domu do pracy ujrzałam istny lód na szybie samochodu, uliczki w mojej miejscowości były śliskie, a w niedzielę wychodząc na spacer chłopak spostrzegł drobne płatki śniegu unoszące się w powietrzu. Wygrałam - nie zaspałam - spokojnie mogę Was uraczyć wpisem na blogu o zapachu zimowego lasu!


Winter wonderland trafił do mnie ze względu ceny - był zapachem miesiąca na Goodies i kosztował niecałe 10 zł, poza tym przed świętami w grudniu chciałam nastroić się zimowo, ponieważ aura nie sprzyjała. Zdecydowałam się na daylighta ze względu małej niechęci do używania kominka (szkoda było mi czasu na jego nieustanne opróżnianie i czyszczenie). Zapach na sucho jednak mi się nie spodobał, obawiałam się, że będzie to toaletowy zapach choinki, więc czekał sobie na premierę w moich czterech kątach aż do stycznia. Gdy w końcu zdecydowałam się na odpalenie przepadłam. Zapach jest dość mocny i wyrazisty, jednak piękny. Kojarzy mi się z baśniowym lasem pachnącym świerkami i sosnami pokrytymi śniegiem, który w ciągu dnia delikatnie topnieje w promieniach słońca, natomiast wieczorem znowu krzepnie i skrzypi pod butami. W pierwszej chwili skojarzył mi się z filmem Opowieści z Narni i choć nie pamiętam dokładnie tej adaptacji, to jednak od razu oczami wyobraźni ujrzałam zaśnieżone iglaki po przejściu na drugą stronę szafy. Gdyby filmy emitowały również zapachy, to w tym momencie czułabym właśnie Winter wonderland.



• Synchroline • Synchrourea, emulsja do twarzy i ciała

• Synchroline • Synchrourea, emulsja do twarzy i ciała

Czy wiecie, że coraz więcej osób zgłasza się do lekarzy dermatologów z powodu świądu skóry czy AZS? Wszystko ma związek z suchą skórą, którą potęgują różne czynniki. Mnie również dopadła taka przypadłość, a niestety w połączeniu z małym lenistwem w kwestii balsamowania ciała znoszę męki i katusze, kiedy wieczorem zacznie swędzieć mnie skóra. W tym momencie jestem już bezradna, ponieważ zanim balsam się wchłonie i zacznie działać uspokajająco na skórę zdążę go z siebie 'zdrapać'. Czy zatem istnieje ratunek dla mnie? Przetestowałam pod tym kątem emulsję do twarzy i ciała Synchrourea 15 włoskiej marki dermokosmetyków i wyrobów medycznych Synchroline. Czy produkt potrafi sobie poradzić z moim problemem?


Synchrourea 15 charakteryzuje się działaniem nawilżająco-zmiękczająco skórę, a powstał w oparciu o 3 składniki aktywne, czyli mocznik, kwas jabłkowy i MSM (metylosulfonylometan, czyli siarka organiczna). Skuteczność gwarantuje również zastosowaniu technologii PhysioWatersystem (zastąpienie wody w kosmetyku roztworem soli fizjologicznej, dzięki czemu unika się parowania wody z naskórka, a zwiększa się działanie nawilżające mocznika) oraz oleosomowej (wydłużenie działania składników aktywnych poprzez kontrolowanie uwalnianie substancji czynnych w wodzie i tłuszczach w docelowym miejscu). Produkt jest wyrobem medycznym cenionym w środowisku dermatologicznych i polecanym przy: atopowym zapaleniu skóry (bez przerwania naskórka), łuszczycy, rybiej łusce, problemach z wrastaniem włosków, rogowaceniem okołomieszkowym, pękaniem skóry (bez wysięku).

Skład INCI: AQUA (WATER), UREA, PPG-15 STEARYL ETHER, MALIC ACID, DIMETHYL SULFONE, STEARETH-2, OLUS OIL(VEGETABLE OIL), STEARETH-21, CETEARYL ALCOHOL, GLYCERIN, STEARIC ACID, CETEARYL ETHYLHEXANOATE, TOCOPHERYL ACETATE, HYDROGENATED VEGETABLE OIL, HYDROGENATED STARCH HYDROLYSATE, CANDELILLA CERA (EUPHORBIA CERIFERA( CANDELILLA) WAX), HYDROXYETHYLCELLULOSE, POLYACRYLATE CROSSPOLYMER-6, CETEARYL GLUCOSIDE, CAPRYLHYDROXAMIC ACID, SODIUM CHLORIDE, CAPRYLYL GLYCOL, DISODIUM EDTA, LEURETH -12, PHENOXYETHANOL, ETHYLHEXYLGLYCERIN, POLYSILICONE-11, PARAFFINUM LIQUIDUM (MINERAL OIL), BHT

Więcej informacji na temat kosmetyków Synchroline znajdziecie tutaj: • strona internetowa • facebook • 
Dostępność kosmetyków m.in: apteka Geminie-ziko AptekaSklep estetykaiPerfumyBio med


Synchrourea 15 otrzymujemy w miękkiej tubce o pojemności 250 ml zamykanej na klik, co dla mnie jest bardzo wygodnym rozwiązaniem - jak mnie męczą zawsze zakrętki! Emulsja ma konsystencję średnio gęstego balsamu i dość szybko się wchłania, choć pozostawia na skórze nietłustą powłoczkę ochronną. Balsam jest bardzo wydajny, a dodatkowo można zwiększyć ten efekt nakładając go na wilgotną po umyciu skórę - higroskopijne właściwości mocznika sprawiają, że 'lubi' on wodę, a wtedy kosmetyku zużywamy jeszcze mniej, więc dodatkowy plus. Moja skóra po użyciu balsamu czuje się ukojona, nie czuję nieprzyjemnego napięcia skóry, lecz przyjemnie gładką i miękką skórę. Emulsję stosowałam głownie na ciało (nogi, brzuch, ręce) i muszę przyznać, że efekt nawilżenia utrzymuje się przez kilka dni, więc mimo zaleceń używania go 1-2 razy dziennie nie straszy, ponieważ nawet użyty raz na 2-3 dni spełnia swoją funkcję (oczywiście w zależności od stanu skóry!). Zaznaczę jednak, że nie należy używać go w przypadku nieciągłości naskórka oraz po depilacji (trzeba odczekać min 24h) - obecność kwasu jabłkowego jest wyczuwalna od raz poprzez niemiłosierne pieczenie - kiedyś się zapomniałam, więc potwierdzam zalecenia.
• Synchroline • Cleancare face, oczyszczający żel do mycia twarzy

• Synchroline • Cleancare face, oczyszczający żel do mycia twarzy

Życie potrafi zaskakiwać nas na każdym polu. Od kiedy pamiętam zawsze żaliłam się na przetłuszczającą się cerę, nigdy również nie mogłam narzekać na pozostałą skórę - była normalna, nie wymagała specjalnego traktowania. Od jakiegoś czasu jednak sucha skóra to mianownik każdej części mojego ciała. Jeśli chodzi o twarz to zwróciłam na to uwagę w momencie kiedy makijaż zaczął podkreślać suche skórki, a po myciu czułam ściągnięcie. Choć strefa 'T' to dalej miejsce, które potrafi się przetłuszczać i rodzić niespodzianki, to reszta twarzy wymaga delikatniejszego traktowania. Z pomocą przychodzi mi włoski dermokosmetyk Synchroline, a mianowicie Cleancare face, oczyszczający żel do mycia twarzy. Czy rzeczywiście się sprawdza?


Opis producenta:
CLEANCARE FACE OCZYSZCZAJĄCY ŻEL DO MYCIA TWARZY- utrzymujący równowagę hydro-lipidową skóry
Cleancare face to delikatnie pieniący się żel oczyszczający o właściwościach kojących. Dzięki zaawansowanej technologii i zastosowaniu substancji myjących na bazie lipoaminokwasów, ekstraktu z jabłka i pantenolu delikatnie i skutecznie oczyszcza skórę. Po zastosowaniu skóra pozostaje nawilżona i aksamitna. Wskazany do wszystkich rodzajów skóry, nawet najbardziej wrażliwej i suchej. Odpowiedni również dla dzieci. Produkt pozbawiony parabenów. Baza zapachowa spoza listy potencjalnych alergenów. Wskazania:wszystkie rodzaje skóry, nawet najbardziej wrażliwej i suchej. Odpowiedni również dla dzieci.
Składniki aktywne:ekstrakt z jabłek, lipoaminokwasy, pantenol.
Skład INCI: AQUA (WATER),  SODIUM COCOYL APPLE AMINO ACIDS, DISODIUM LAURETH SULFOSUCCINATE, GLYCERIN, CAPRYLYL/CAPRYL GLUCOSIDE, PANTHENOL, ACACIA SENEGAL GUM, LACTIC ACID, CAPRYLYL GLYCOL, XANTHAN GUM, SODIUM CHLORIDE, CAPRYLHYDROXAMIC ACID,PARFUM (FRAGRANCE).


Najważniejsze dla mnie przy wyborze produktu do mycia twarzy jest to, aby porządnie oczyszczał cerę, nie przesuszał nadmiernie skóry ani nie powodował jej ściągnięcia  czy podrażnień. Dodatkowym plusem jest oczywiście ładny zapach czy design i funkcjonalność opakowania. Jak na tle moich oczekiwań wypada Cleancare face?
Buteleczka cieszy oko prostotą - jej szata graficzna nie rozprasza, nie ma zbędnych grafik, a jedynie czytelne, dwukolorowe opisy na białym tle. Na duży plus zasługuje dozownik - wygodna pompka pozwala na używanie kosmetyku bez podnoszenia opakowania, a przy tym pozwala na dozowanie odpowiedniej ilości. Dodatkowo to opakowanie ma możliwość blokowania pompki - genialne rozwiązanie w czasie podróży czy w przypadku posiadania małych dzieci. Pojemność 200 ml to dość standardowy rozmiar starczający spokojnie na kilka miesięcy użytkowania w zależności od ilości dziennego zużycia. Żel do mycia twarzy stosuję minimum 2 razy dziennie - rano i wieczorem, a także w dniu wolnym zdarza mi się przemyć twarz np przed maseczką lub gdy poczuję taką potrzebę.



Gusta estetyczne spełnione, a więc przejdźmy do samej zawartości - jak sprawdził się kosmetyk? Żel ma bezbarwną, dość rzadką postać dzięki czemu jest niesamowicie wydajny, a więc i cena wychodzi przy nim korzystniej skoro starczy na dłużej. Zapach wprawdzie nie należy do grupy moich ulubionych, lecz z pewnością nie jest męczący jak w przypadku innych dermokosmetyków, o których pisałam dla Was latem. Brak ładnego zapachu to skutek uboczny braku dodatkowych substancji zapachowych oraz parabenów. Żel można stosować w dwojaki sposób - klasycznie umyć buzię i spłukać wodą lub usunąć za pomocą wilgotnego wacika. Przyznam szczerze, że próbowałam jedynie pierwszej metody, którą zawsze myję twarz. Żel delikatnie muska cerę minimalnie się bieląc, nie pieniąc się co jest oznaką łagodnego środka oczyszczającego w składzie. Dzięki temu żel nie wywołuje podrażnień i koi suchą skórę. Delikatne oczyszczanie i przebadany dermatologicznie produkt sprawia, że kosmetyk nadaje się również do stosowania u dzieci. Wracając do samego oczyszczania twarzy to zdecydowanie muszę go pochwalić - w czasie kiedy go używałam moja cera była w bardzo dobrym stanie, nie pojawiały się na niej niespodzianki ani inne skutki zapchanej skóry twarzy. To wszystko gwarantowało mi porządne oczyszczanie, które nie powodowało skutków ubocznych takich jak napięta skóra.


Więcej informacji na temat kosmetyków Synchroline znajdziecie tutaj: • strona internetowa • facebook • 
Dostępność kosmetyków m.in: apteka Geminie-ziko AptekaSklep estetykaiPerfumyBio med
Copyright © 2014 Maleńka bloguje , Blogger